poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Dzień Szpaka

I znów weekend na naszych rojstach, i znów prawdziwy Ptasi Raj...

Skrzydlaci uwijają się już na całego, okolica cała rozbrzmiewa ich piskami, krzykami i śpiewami.

Przyleciały już piękne złote wilgi, słyszałam ich głos, choć jeszcze nieśmiały, to już dał się rozróżnić spośród śpiewów tłumu... 

Nie mogę się doczekać słowików, mam nadzieję, że nie każą długo na siebie czekać.

Ale prawdziwymi bohaterami naszego weekendu były szpaki. Obserwowaliśmy z bliska pewną szpaczą parkę, która wybrała sobie nasz ogród za miejsce schadzki. Ależ się do siebie umizgiwały! Pan Szpak wabił panią szpakową swoimi pięknymi trelami, furkotaniem skrzydeł i odgłosem przypominającym bociani klekot, tyle że o wiele cichszy i subtelniejszy. Wiedzieliście, że szpaki klekoczą??? Gdyby nie to, że słyszałam i widziałam to na własne oczy, nigdy bym w to nie uwierzyła!

Oto i nasi szpaczy bohaterowie, którzy choć cały czas w ruchu, w pewnej chwili  przysiedli sobie razem na chwilkę na suchych gałązkach milinu i zgodzili się łaskawie na małą foto-sesję ;)















Cudne ptaszory, czyż nie? Ponoć pan od pani się zbytnio nie różni, ale głowę bym dała, że ten na pierwszym planie, nieco jakby bardziej czarny i zadziorny, to facet...

Na koniec fotka gęsiej pary zza płota, która chyba też już sobie wije gniazdko w trzcinach na brzegu. Swarów i kłótni dalej tam słychać co niemiara, ale myślę że zaloty gęgaw już niemal za nami, a teraz nastąpi gęsia stabilizacja i, tak jak rok temu, będziemy mogli podglądać ich spokojne życie na rozlewiskach. Chciałabym zobaczyć kiedyś młode gąski, rok temu się nie udało, może tym razem ?...

 

P.S. Ssstefania rodzina już się obudziła z zimowego snu. Jakaś zaskrońcowa latorośl wyskoczyła mi spod nóg (choć przyznaję że to raczej ja wyskoczyłam na jej widok ;), gdy łaziłam sobie z aparatem po ogrodzie. No i dobrze, że są. Znaczy wszystko i wszyscy na swoim miejscu :)

czwartek, 11 kwietnia 2019

Powrót do Edenu


Był kiedyś taki serial, "Powrót do Edenu". Akcja rozgrywała się gdzieś na antypodach, daleko, daleko ... no i było to dawno, dawno temu. A my, szczęśliwcy, właśnie, tu i teraz mamy swój własny Eden do którego, po dłuższej przerwie, kilka dni temu wróciliśmy.

Nie było nas tam przez całą zimę. Tęskniliśmy, zastanawialiśmy się jak to będzie wiosną, czy też tak pięknie jak rok temu, czy nic się nie zmieniło, czy rozlewiska nie wyschły, bo śniegu w tym roku było mało. Czy będą za płotem gęsi, czy będą na łąkach żurawie...

No i, powiem Wam, nic się nie zmieniło. Ten sam zaczarowany świat, te same rozległe przestrzenie, których widok zachwyca i zapiera dech w piersiach...



Ten mały punkcik nad drzewami, to żuraw, który zerwał się do lotu na nasz widok. Nie udało mi się go lepiej sfotografować. 


Ptactwa było więcej, ale jak to dzikie ptactwo: na nasz widok zwiało gdzie pieprz rośnie. Dobrze że choć tej jednej cyrance udało mi się zrobić zdjęcie. Co prawda też z daleka, więc nie jest wyraźne, ale wierzcie mi na słowo: to cyranka jest.

Nie zmieniła się też wcale stara iwa przy drodze wśród łąk: tak samo piękna i tajemnicza jak rok temu.


W ogrodzie resztki zeszłorocznej jesieni przeplatają się z wiosennymi plamami radosnych kolorów.


 



A piękna magnolia czai się już, by lada chwila rozwinąć swoje cudne kwiaty.


Uszczęśliwiona Mila nabiegała się za wszystkie czasy, ale też z równie wielkim jak my zainteresowaniem oddawała się obserwacji tajemniczego świata za naszym płotem.


A jest co obserwować. Ten świat za naszym płotem jest nadal tak samo niezwykły i pełen uroku:




No i najważniejsze: okazało się, że nasi ulubieni gęgający sąsiedzi znów tu są!


U gęgaw trwa chyba czas intensywnych zalotów, bo przez cały dzień latały parami gęgając wniebogłosy. Ale czasem przelatywały też większą zgrają. 
 

A poniżej próbka tych gęgających zalotów (a może kłótni narzeczeńskiej, któż to może wiedzieć). Filmik raczej kiepski, bo kręcony z ręki i z daleka, więc ciągle mi ptaszyska uciekały z kadru. Ale co tam, grunt że jest. No i grunt, że one znów są - wprost za naszym płotem!


Nasz ptasi raj przypomniał nam, że nie bez kozery go tak nazwaliśmy. Przez jedno sobotnie popołudnie mogliśmy nacieszyć się widokiem latających nam nad głowami pięknych rudych kani, zobaczyliśmy nisko lecącą białą czaplę, po krzakach obok nas ganiały się rudziki, a na jabłoni nieopodal rozrabiał dzięcioł.  

Przyleciał też do nas kruk...


i nawet raczył na moment przysiąść na Ptasim Drzewie, więc czym prędzej schwyciłam za aparat, ale że fotka pod światło, to znowu kiepska wyszła.

W ogóle to zdążyłam już zapomnieć, że bez aparatu nie powinnam się tam ruszać na krok, bo ptaki nie mają zwyczaju czekać ani chwili. Dlatego, poza tą nędzną fotką kruka, oraz kilkoma zdjęciami pliszki, która postanowiła pobiegać sobie po drewnianej kładce tuż przed naszymi nosami, więcej ptasich fotek nie mam.




Wpatrując się w pewnej chwili w zarośla po drugiej stronie płotu uchwyciłam spojrzenie łani jelenia. Stała nieruchomo przez dłuższą chwilę i spoglądała w naszą stronę. A potem oczywiście oddaliła się w sobie tylko znanym kierunku...

A wszystkie te spotkania odbyliśmy nie ruszając się z naszego ogrodu! I to jest w tym naprawdę czarodziejskie. Jak tu nie kochać tego miejsca!
Kochamy je.