Psy i ogród to są zjawiska całkowicie niekompatybilne! Pewnie każdy "psi" ogrodnik zna dobrze ten ból. Oszaleć można!
Choć całkiem dobrze pamiętam, że wiele lat temu moja Mama sunię swoją ONkę wychowała tak, że ta chodziła w ogrodzie wyłącznie po ścieżkach i nie zdarzyło jej się nigdy wykopać nic na rabatkach, ale to chyba był jakiś psi wyjątek, zapewne potwierdzający regułę.
Moje wcześniejsze psinki zachowywały jakiś zdrowy dystans do moich ogrodowych kącików, natomiast bieżąca ekipa przyprawia mnie o ból głowy. Aż się boję co będzie dalej, skoro zimą było tak wesoło!
Wygryzione hortensje już pokazywałam. Na dniach będę je wszystkie ogradzać kółeczkami z siatki, bo nie chciałabym być w skórze tych futrzastych czworonogów, jeśli by mi zniszczyły rosnące już krzaczki!
Te bandytki zdążyły już też połamać gałęzie mahonii i kaliny wonnej, ale było to już jakiś czas temu i udało mi się zachować stoicki spokój, bo wstawiłam połamane gałązki do wody w celu ich ukorzenienia (że niby z każdego nieszczęścia można wykuć coś pożytecznego).
Coraz więcej mam też w ogrodzie wilczych dołów...
Te akurat są daleko od moich rabat kwiatowych, ale wiem że lada chwila i na rabatkach coś podobnego może się przytrafić. Kombinuję zatem jak tu uchronić moje ukochane pieski przed zemstą wkurzonej ogrodniczki, czyli czym i jak ogrodzić rośliny przed tymi potworami!
Dwa lata temu bawiłam się trochę wikliną, dostałam od znajomej sporo wiklinowych odpadów i wymyśliłam sobie takie mini płotki:
No ale nie da się ukryć, że moje wiklinowe płoteczki mają wymiar mocno symboliczny i, obawiam się że dla psów ogrodnika ta symbolika będzie niezbyt zrozumiała...
A ponieważ wiosna, jak powszechnie wiadomo, zbliża się już WIELKIMI KROKAMI, będę musiała wykombinować szybko coś konkretniejszego!
W ogóle to mamy niezły kłopot z naszą najmłodszą latoroślą, czyli Vidą. Wykombinowała sobie, że za płotem jest prawdziwe psie Eldorado i nie ma dnia żeby nie usiłowała się tam przedostać. A pomysłowa jest bestia strasznie!
Nasz teren jest ogrodzony tzw, siatką leśną.
Dotychczas zupełnie to nam wystarczało, nie licząc corocznych ataków białodupek, czyli głodnych saren, które rok w rok wbijały się nam do ogrodu pod koniec zimy i wyżerały większość zimozielonych roślin. W tym roku raczej nie wpadną, bo nie sądzę żeby chciały spotkać na swej drodze szczekającą konkurencję.
Siatka leśna okazała się jednak niewystarczającą barierą dla naszej szalonej małolaty, która wie już dokładnie gdzie i jak można znaleźć słaby punkt i umie wysmyknąć się z ogrodu.
My oczywiście też się dowiadujemy, niestety najczęściej po czasie. Potem biegniemy tam, łatamy, naprawiamy, uszczelniamy,
a potem ona szuka nowego miejsca i cała zabawa od początku.
Najprościej byłoby wymienić całe ogrodzenie na solidną siatkę z podmurówką, ale to zbyt duże koszty przy naszym metrażu, więc pozostają nam niestety półśrodki, w ramach których ostatnio przyczepiam drugą siatkę leśną, tym razem o mniejszych kwadratowych oczkach, do tej pierwszej, licząc że ta mała łajza nie zdoła wykombinować jak je obie naraz pokonać.