Ani się człowiek obejrzał i lipiec czmychnął. Nie wiem jak to się dzieje, ale "na wolności" czas zdecydowanie szybciej leci. Jeszcze chwilka i stuknie nam roczek mieszkania na wsi, nie do wiary! Cały ten rok przeleciał po prostu galopem.
Trudno w to pewnie uwierzyć, ale do dziś nie rozpakowaliśmy jeszcze wszystkich kartonów, no nie dało się i już. Ale pracujemy nad tym, ostatnio nawet trochę intensywniej. Niedawno na przykład, znalazły się dwa pudła z przeróżnymi pierdółkami i innymi "wynalazkami", czyli rzeczami wynalezionymi najczęściej w rupieciarniach, które wisiały tu i tam w naszym poprzednim domu. A że oboje z Szanownym Małżonkiem jesteśmy zbieraczami rupieci... pardon, chciałam powiedzieć kolekcjonerami przedmiotów niekoniecznie przydatnych, no to tych różnych "wynalazków" mamy całe mnóstwo.
Nietrudno było je wszystkie zmieścić w dwupiętrowym wielkim domu, w jakim mieszkaliśmy pod Warszawą. Tutaj to już jest prawdziwe wyzwanie! Ściany w obu pokojach mamy zastawione regałami, niespecjalnie jest więc gdzie powiesić nasze wynalezione skarby.
No ale wiadomo że dla chcącego nic trudnego. Mamy jeszcze przecież ściany na zewnątrz domu! No i naszą wymarzoną werandę...
Wystarczyło kilka dni, żeby wszystkie nasze skarby z tych dwóch pudeł znalazły swoje nowe miejsce.
Moja mała kolekcja haftowanych makatek, wyczajonych w ciuchowiskach i innych kopalniach staroci.
Stara wisząca lampa, która miała nawet kabel, ale ponieważ lepiej wygląda jako świecznik, kabel został wymontowany.
Dzwon, który kupiliśmy wiele lat temu na targu w Pułtusku, a którego dzwonieniem wołałam w starym domu rodzinę na posiłki ;)
Z lewej strony wisi dzwonek wietrzny z plastrów agatu, który kupiłam sobie w indyjskim sklepie we Lwowie. Tak w ogóle to ja kocham wietrzne dzwonki i mam jeszcze ze dwa gdzieś zapakowane, czekające od lat na swoje miejsce właśnie na werandzie. Pamiętacie taki film "Twister"? Wiele lat temu zobaczyłam tam werandę obwieszoną wietrznymi dzwonkami poruszanymi przez zbliżający się huragan. Od tamtego dnia marzyła mi się właśnie taka weranda i takie dzwonki. Huraganów mi w sumie nie trzeba, wystarczy że cichutko podzwaniają sobie reagując na lekkie podmuchy wiatru.
Dzwonek który wisiał w domu moich Rodziców i dwa ptaszki niewiadomego przeznaczenia, które wypatrzyłam w podwarszawskim składzie staroci.
Dzwonek również wygrzebany w kopalni staroci, jak i wiele innych naszych skarbów. Ma przepiękny donośny dźwięk i nawet myśleliśmy kiedyś, żeby powiesić go przy furtce, ale póki co trzy szczekające czworonożne "dzwonki" zupełnie wystarczająco informują nas o niespodziewanych wizytach, więc dzwonek zamieszkał na werandzie.
Jeden z glinianych dzwonków, które są z nami od lat (reszta jeszcze w kartonach) i w sumie nie pamiętam skąd je mamy, ale bardzo je lubię.
Dyndające muszelki z wakacji (nad Bałtykiem zresztą ;) i kolejne dzwonki. Mało dzwonią przy wietrze. Będę musiała je jakoś inaczej powiesić...
Gliniane ptaki, kupione w galerii w Lutowiskach. Mieliśmy dokupić jeszcze jednego, ale od paru lat nie możemy się jakoś wybrać w Bieszczady. Mam nadzieję że jednak się to kiedyś jeszcze uda, bo wyraźnie brakuje trzeciego małęgo ptaszka!
Stara lampa naftowa którą zamierzamy przywrócić do życia, bo nigdy nic nie wiadomo.
Kociska to prezent od naszych Przyjaciół. Do kolekcji mamy jeszcze rybę, którą Szanowny Małżonek wiosną postanowił zawiesić na młodym dębie tuż obok tarasu, ot żeby fajnie wyglądała i wskazywała drogę do oczka. Od wiosny dąbek skutecznie ją zarósł, ale trochę jeszcze widać ;)
A poniżej sowa, z tej samej rodziny. Ta przyleciała do nas niedawno 😉.
Jeszcze niżej ptaszysko na długich nogach (pewnie to niezbyt różowy flaming), zdobycz mojego Małżonka z jakiejś rupieciarskiej wymianki (był kiedyś taki portal thingo.pl na którym można było się wymieniać rupieciami. Mój Szanowny był bardzo aktywnym wymieniaczem i parę jego zdobyczy do dziś z nami mieszka).
Weranda pełna, ale zawsze się przecież jeszcze coś zmieści, więc przy oknie powiesiliśmy gliniane obrazki - pamiątki z podróży i upominki od Przyjaciół.
Zewnętrzne ściany domu też już mamy częściowo zapełnione :)
Przy drzwiach wejściowych wiszą różne takie obrazeczki od sasa do lasa. Te dwa gołąbki, Adam i Ewa oraz król i królowa to oczywiście MY! Talerzyk z domkiem ma napis po szwedzku, ale udało się go kiedyś rozszyfrować i choć co prawda dokładnie nie pamiętam treści, to zaręczam że nie ma tam nic niestosownego 😉.
Z drugiej strony drzwi wiszą wyczajone przeze mnie w rupieciarni metalowe cosie, zdaje się świeczniki, ale mnie akurat podobają się jako wianki! Ich przeznaczeniem miał być ogród, ale póki jeszcze nic mi konkretnego do głowy nie wpadło, zamieszkały sobie tutaj
No i brzozowe okienko, zakupione chyba ze 20 lat temu w jakimś centrum ogrodniczym, wisiało przez jakiś czas w starym domu, ale tak naprawdę dopiero teraz znalazło swoje miejsce - na ścianie domu. I można w nim hodować kwiatki! Begonie w każdym razie wyglądają na zadowolone.
A nad drzwiami wejściowymi powiesiliśmy podkowę, specjalnie końcami w dół, żeby chroniła nasz dom przez złem. Podkowa przywędrowała do nas od pewnej bliskiej nam Osoby spod Krakowa, tak jak wiele innych starych przedmiotów z duszą, które skrzętnie przechowujemy.
To oczywiście tylko niewielka część naszej wielkiej kolekcji wynalazków. Trochę rzeczy zmieściło się w domu, tak jak na przykład dwie stare szafki ze zdekompletowanych kredensów, które podbiły nasze serca i z których jedna wspaniale odnalazła się w roli mojego ziołowego skarbczyka.
Mamy też w domu stary stół, wcale nie antyczny ale za to z duszą, stare lampy stojące i wiszące, stary zegar, który tu już występował, a który ostatnio w ogóle odmówił współpracy, oraz parę innych cudownych i jedynych w swoim rodzaju przedmiotów z odzysku.
Nie da się ukryć, że jesteśmy nieuleczalnymi zbieraczami. Oboje lubimy stare przedmioty, bo każdy z nich niesie w sobie jakąś historię. I przecież nie o wartość pieniężną tu chodzi, dla wielu osób byłyby to po prostu rupiecie, a dla nas mają inną wartość. Energię ? Historię? Duszę?
Na koniec pokażę nasz ogrodowo-leśny zakątek, w którym zamieszkał stary rower wynaleziony tutaj w szopie oraz metalowy stolik z rupieciarni z działkowymi krzesełkami mojej Cioci :)