Styczeń śmignął mi szybko jak nigdy dotąd. Pewnie dlatego, że zaczęłam doceniać zimowe uciechy i radości z życia na wsi. Nie, nie będę kłamać że w c a l e nie czekam na wiosnę, owszem, wystarczy tylko przejrzeć sobie kilka majowych fotografii, żeby poczuć znajome motyle w brzuchu... ;)
Nie da się ukryć, że tęsknię do moich roślin i rabatek. Oglądam więc sobie zdjęcia i filmiki, które nagrywam w sezonie co jakiś czas (głównie żeby pamiętać co gdzie posadziłam ;), zastanawiam się jak w tym roku będą rosnąć moje ulubione (czyli wszystkie!) byliny, przyglądam się zasypanym śniegiem po same uszy hortensjom planując wiosenne ich przycinanie, no po prostu bakcyl nie śpi!
Ale. No właśnie. Ale jednak jak cudownie jest zanurzyć się w zimowej, lekko leniwej atmosferze, kiedy człowiek nic nie musi, poza tym na co ma ochotę! Dni upływają na spacerach, rozmowach, robótkach, same uciechy i przyjemności!
Zimowe pejzaże niezmiennie mnie zachwycają. Nasze "dzikie pola" zmieniły się jak co roku w wielkie lodowisko. Wiosną będzie tu ocean.
Saren jest w okolicy dużo, czasem je spotykamy, ale dobre zdjęcie to rzadkość. Te dwa zrobiłam z okna samochodu, bo mniej się boją aut niż ludzi.
Jedną z większych zimowych uciech jest dla mnie jednak nadal sterczenie przy oknie i podglądanie gości, którzy odwiedzają nasze karmniki. Cieszę się jak głupia z kolejnych wizyt rudzika czy zięby, ostatnio przyleciały też gile i dzwońce, a dziś pierwszy raz w tym sezonie widziałam też czyżyka. Oczywiście staram się przy tym oknie sterczeć z aparatem w ręku, bo jakżeby inaczej!
Teraz oczywiście nastąpi nieunikniony wysyp fotek, żeby nikt nie zapomniał, że jestem ptasią fanatyczką. I naprawdę cieszcie się, że wklejam tylko tyle, bo mam tych fotek setki i jeśli wreszcie nie zabiorę się za ich uporządkowanie, to niedługo mnie też przysypią!
Na początek rudzik, który wreszcie zechciał mi zapozować:
Piękna z niego ptaszynka, przylatuje codziennie, ale bardzo płochliwy jest i czujny.
Druga wiercipięta, której uchwycenie wydawało mi się niemożliwe, to sikorka czubatka. A jednak wreszcie udało się!
Jest malutka i bardzo zwinna, no i ciągle się gdzieś spieszy.
Poniżej zięby
a tu łobuzerskie kowaliki, które nie ustają w próbach rozwalenia daszku wiekowego i tak karmnika, czego nie udało mi się jeszcze uwiecznić, ale zrobię to na pewno!
Ta na górnym zdjęciu to pani kowalikowa, bo małżonek (na dole) ma bardziej pomarańczowy brzuszek.
Poniżej pani gilowa, która przylatywała do nas przez kilka dni sama, bo widać jest od męża odważniejsza.
Pan gil się z początku trochę czaił i widywałam go tylko z daleka...
Ale odkąd spróbował darmowego prowiantu, przylatuje codziennie i opycha się bez żenady:
Z charakteru to bardzo czupurne ptaszki! Nie lubią towarzystwa przy stole!
Z kolei dzwońce, które wiosną były najbardziej chuligańskimi ptaszkami w naszej stołówce, teraz nabrały ptasiej ogłady i nie odganiają innych ptaków, tylko wspólnie z nimi wyjadają ziarenka.
Na fotce powyżej widać dobrze w jakich ja trudnych warunkach muszę robić zdjęcia, nie dość że przez szybę i siatkę w oknie, to jeszcze chować się muszę za dużym kaktusem który przy oknie stoi, żeby ptaszyska się mnie nie bały!
Oczywiście jak zawsze, pierwsze skrzypce w karmnikach grają bogatki i modraszki, oraz nasze ulubione polne wróbelki czyli mazurki. Wszędzie ich pełno.
Bardzo je lubię. Śliczne są.
A ta sikorka poniżej to sosnówka. Ma taką zabawną "łysinkę" z tyłu na szyi.
Kilka razy zajrzał też do nas grubodziób. Mam nadzieję że będzie wstępował częściej...
W tym wielkim ruchliwym ptasim tłumie dostrzegłam dziś nowego gościa. Myślę że to czeczotka brązową. Chyba jej się u nas spodobało, bo pierwsza wizyta trwała dosyć długo.
Liczę że i ona będzie u nas często!
Chętnie dokarmiałabym też mieszkające w naszej okolicy bażanty, bo spotykamy je codziennie, w tym roku jest ich pięć. No ale nie dokarmiam ze względu na psy, które mogłyby im zrobić krzywdę, bo choć ptaszyska latają, to jednak pogonione uciekają najpierw na piechotę i to w tempie zaiste ślamazarnym, nie miałyby szans przy sprincie Vidy, niestety. Co rano więc rozglądamy się bacznie i zapobiegawczo przeganiamy te piękne ptaki z ogrodu, bo lubią do nas zaglądać.
A, i jeszcze jednego sąsiada spotkaliśmy niedawno, ale chyba opowiem o nim w następnej notce, bo ta już się zrobiła trochę przydługa.
To na koniec jeszcze fotka sójki, która też nas często odwiedza, płosząc za każdym razem całe drobnicowe towarzystwo. Śliczny ptaszor. Patrząc na te niebieskie plamki zawsze podziwiam kunszt Matki Natury, która tak pięknie i precyzyjnie potrafi pomalować ptaszkom piórka, że wyglądają jak prawdziwe arcydzieła!