środa, 28 grudnia 2022

I po zimie?


No wiem, to tylko takie moje mrzonki. Kalendarzowa zima wszak dopiero się zaczęła, a ja już oczami wyobraźni widzę zbliżającą się wiosnę. 

Minęły Święta. Tak jak cały grudzień, i one przeleciały, ani się człowiek obejrzał. 

Tak jak zawsze w Boże Narodzenie, cieszymy się z obecności tych co są razem z nami i myślimy o tych, których z nami nie ma. 

Jest taka piękna Kolęda dla Nieobecnych, Zbigniewa Preisnera, pewnie niektórzy z Was ją znają. Słucham jej co roku i myślę o tych wszystkich rodzinnych Wigiliach sprzed lat, które minęły co prawda bezpowrotnie, ale jednak nie odeszły zupełnie, bo przecież są i będą w naszej pamięci. 



 
Wigilijny dzień w tym roku był bardzo mglisty, śniegi na szczęście nie całkiem stopniały, było naprawdę ślicznie. Moje ulubione iwy z sąsiedztwa dały się sfotografować w tajemniczej mglistej poświacie...



A nim pierwsza gwiazdka zabłysła, Vida miała okazję oprowadzić po zimowym ogrodzie swoją najlepszą przyjaciółkę..


Dziś już inaczej wszystko wygląda, bo śniegi prawie znikły, ale spacer w świąteczny dzień był jeszcze niemal biały...







Święta minęły, teraz jeszcze kilka dni i skończy się grudzień. Jeszcze tylko trzeba przetrwać sylwestra, za którym, mówiąc delikatnie, nie przepadam. Mam malutką nadzieję że na naszym końcu świata nikt nie wpadnie na odpalanie tych cholernych fajerwerków! Tyle tu ptaków i innej zwierzyny, nie mówiąc już o naszych własnych psach. Co prawda nie wiem jak zareagowałyby na hałas obie młode, mama i córka, ale Fibi bardzo się boi wystrzałów. Co roku mam z nią duży problem. Sylwester generalnie jest mocno przereklamowany, a już robienie z niego rewii artyleryjskiej jest zupełnym idiotyzmem i fanaberią ludzi nie liczących się z nikim i niczym. Biedne zwierzęta nie wiedzą co się dzieje, wiele z nich ginie tylko dlatego że jakieś pacany muszą sobie postrzelać, bo data w kalendarzu się zmienia. 

A tak w ogóle to sobie myślę, że skoro zima już zrobiła swoją robotę, czyli pozwoliła nam cieszyć się białymi Świętami, teraz pozwólmy jej odpocząć i niech wróci dopiero za rok. 

Może sobie jeszcze posypać śniegiem gdzieś tam hen wysoko w górach, żeby ten kto lubi mógł się na nartach wyszaleć, ale za śniegi zalegające na nizinach, za zasypane i śliskie drogi, za połamane od ciężkiego śniegu drzewa i inne uroki uprzejmie pani zimie dziękujemy!

Ja w każdym razie już od dziś zaczynam myśleć o wiośnie i o moich roślinach w ogrodzie, które, choć dziś jeszcze siedzą pod białą pierzynką, na pewno zbierają już siły żeby wystrzelić pięknie do góry, jak tylko miną zimowe dni. 

Chciałam dziś zobaczyć jak się mają ciemierniki, u których już na początku grudnia widziałam pączki kwiatowe szykujące się do startu, no ale siedzą jeszcze pod śniegiem, muszę uzbroić się w cierpliwość. Oglądałam za to pączki na oczarze i na kalinie "Dawn", która kwitnie na przedwiośniu i - wierzcie mi - do przedwiośnia blisko!

Czego nam wszystkim życzę :)


środa, 21 grudnia 2022

Zimy jakby trochę mniej...

Grudzień jak zawsze przeleciał galopem, już zaraz Święta, a potem będzie już po i można będzie oficjalnie zacząć odliczanie do wiosny. Trochę żal, że raz wreszcie była szansa na białe Boże Narodzenie i znowu raczej nic z tego, bo dziś już na plusie, a jutro i pojutrze plusa ma być coraz więcej. Normalnie to bym się cieszyła z tego niezmiernie, ale zdążyłam już nieco polubić (z naciskiem na NIECO!) widok tego białego dookoła  i  prawdę mówiąc nie miałabym nic przeciwko temu, żeby przetrwał ten widok do Wigilii. 

No ale chyba nic z tego, co dzień mniej białego wokół, całe szczęście tylko, że na odludziu nawet małe białe jest nadal białe, a nie zmienia się tak szybko w tzw. pośniegowe błoto :) No i w sumie nadal jest ładnie, zwłaszcza gdy słonko wyjrzy na chwilę zza chmury.

I tutaj nastąpi kilka zimowych fotek, takich mniej widokowych może, ale w słoneczny dzień nieco inaczej wszystko wygląda i chciałoby się tego uroku trochę zatrzymać, choćby na fotografii.










A z ornitologicznych nowinek, to sójka zamiast za morze, wybrała się ostatnio do nas. Przez kilka dni czaiła się wysoko na gałęziach i przyglądała zgrai małych ptaszków objadających się w karmnikach, aż w końcu i ona przyleciała sobie trochę podjeść :)



Ale że bestia czujna jest bardzo, to tylko takie marne fotki zza szyby udało mi się zrobić (na razie).

Rekompensując sobie sójkowy niedosyt zdjęciowy, wyżywam się w fotografowaniu drobnicy, która na szczęście nic sobie z mojego pstrykania nie robi.















No wiem, wiem, dużo tych fotek i te ptaszki takie zwyczajne, nie żadne okazy ornitologiczne, tylko zwykłe sikorki i mazurki. Nic na to nie poradzę, lubię obserwować te małe puchate ptaszynki kiedy całą zgrają obsiadają karmniki. Sikorki są dość bojowo nastawione do współdziobaczy, natomiast stadko mazurków to raczej zgrana rodzinka, nikt nikomu nie wadzi, razem się tłoczą przy karmniku i wspólnie dziobią ziarna, aż miło patrzeć.

Aha, no i stracha na wróble zrobiłam wreszcie, żeby mi ptaszki w okno nie pacały. W tym przypadku jest to raczej strach na sikorki, a nie na wróble, bo żadnemu wróblowi jeszcze do głowy nie przyszło żeby wpadać do naszego salonu przez zamknięte okno, natomiast sikorki ciężko od tego pomysłu odwieść.

Nie pomogły naklejki na szybach, nakleiłam dużo gwiazdek żeby widziały przeszkodę, ale one i tak sprawdzały na czym te gwiazdki są nalepione. Dopiero dyndające na gałązkach drewniane ptaszki zrobiły robotę i jest spokój. Czasem któraś przysiądzie sobie na gałązce, i to wszystko :)


Ostatnio widziałam znów znajomy gang trzech bażantów drepczący naszą drogą, niestety aparat został w domu a komórka, jak to komórka, zarejestrowała trzy czarne plamki na drodze, no ale wcale się jej nie dziwię, tym bardziej że już robiło się ciemno, więc musicie mi na słowo uwierzyć, że to są właśnie one czyli nasze znajome bażanty, które co jakiś czas próbują zwiedzić nasz ogród i prowadzają się po okolicy w trójkę, mimo że, jak czytałam, bażant jest ptakiem terytorialnym i samiec ma zazwyczaj swój rewir, którego zwykł bronić do upadłego. Może te akurat są wyjątkowe, a może po prostu to bażancia młodzież, która jeszcze nie poznała uczucia rywalizacji i kumplować się tak będą aż do wiosennych zalotów...

Czyli pewnie już niedługo ;)


 




piątek, 16 grudnia 2022

No i cóż, że ze Szwecji?..

Oto kolejni amatorzy mrożonych jabłuszek. Przylecieli parę dni temu całą rodzinką, poćwierkali, podziobali i polecieli...











A ja wpadłam w pełną goryczy zadumę, bo byłam pewna, że wszystkie szpaki na zimę odlatują w cieplejsze rejony. A dopiero teraz doczytałam, że nasze i owszem odlatują, ale do nas przylatują szpaki skandynawskie. Hmmm, niby człowiek sporo wie, a to zawsze jest za mało...

Kwiczoł też był z nimi przez chwilkę, ale chyba do niego zagadały po szwedzku, bo dość szybko się ewakuował i nie wziął udziału we wspólnym śniadaniu.



wtorek, 13 grudnia 2022

A więc zima!..

No i nasypało. 

Rano patrzę w okno, a tam ...





No piękny widok, nie zaprzeczę, ładnie to wygląda. Ogród mamy jak z bajki ...






Pięknie, pięknie, a nawet bardzo pięknie. Ale najpiękniej by było, gdyby można było tylko się na te widoczki pogapić. A tu trzeba odśnieżać!

Od domu do bramy mamy ok 50 metrów. Niby niewiele, ale kiedy napada pół metra śniegu, ten dystans robi się jakby troszkę większy... Co prawda za bramą droga do świata zewnętrznego zasypana była totalnie, ale mieliśmy nadzieję, że nie na zawsze.

Odśnieżaliśmy chyba ze trzy godziny, a śnieg padał i padał i padał...


A kiedy nieźle umęczeni wróciliśmy do domu, żeby w poczuciu spełnionego obowiązku wypić sobie popołudniową kawkę, okazało się że tam śniegu nasypało, a tu prąd zabrało!.. 😲

A jak u nas nie ma prądu, to nie ma niczego!..

Dobra, dobra, nie ma co się załamywać, na pewno naprawią. 

Szybki telefon do pogotowia energetycznego, a tam automat wymienia miejscowości w których śnieżyca zabrała prąd i przewidywaną porę usunięcia awarii... No i tu lekka załamka, bo miejscowości kilkadziesiąt, naszej nie ma w ogóle na liście zgłoszonych, a w wymienionych przypadkach zapowiadają kilkugodzinne oczekiwanie na naprawę. W końcu odebrał pan, zgłaszam usterkę, a pan mówi, że termin naprawy to minimum 5 godzin, osz kurczę, a tu zaraz będzie ciemno!

No dobra, znaleźliśmy gdzieś wśród kartonów w obórce kosz ze świecami, bo świec na szczęście mamy spory zapasik. Przedarliśmy się też między zaspami do naszej budki-drewutni, przytargaliśmy sobie drewna żeby napalić w kuchni kaflowej, oj łatwo się nie damy!

I kiedy już wszystko było gotowe, nagle prąd nam oddali!.. Uff! Potem jeszcze kilka razy zabierali i oddawali, no ale przynajmniej wiedzieliśmy że idzie ku dobremu, bo ktoś w tych kablach grzebie.

No cóż, to była taka mała próba ogniowa. Okazaliśmy się dość słabo przygotowani do kataklizmu, bo gdyby zabrali nam prąd po zmierzchu, mielibyśmy duży kłopot! Mądry Polak po szkodzie, więc teraz już wszystko będzie pięknie naszykowane, na wypadek kolejnego takiego wydarzenia, świece pod ręką, zapałki pod ręką, drewno do palenia kuchni pod ręką... 

No i całe szczęście, że zostawiliśmy sobie tę kuchnię kaflową i piec! Kuchnia posiada nawet dwie  fajerki, więc mogę nawet zupę na niej ugotować! 

Co prawda, nasza droga, choć podobno gminna, przez dwa dni nie była odśnieżona, ale odcięcie od świata nie wydało nam się aż tak straszne, bo zapasy jedzenia zawsze jakieś mamy, chleb piekę od dawna sama, bo okoliczne pieczywo nie nadaje się do jedzenia, byle woda była, no i ten prąd...

Słowo daję, braliśmy pod uwagę, że zimą na wsi mogą wystąpić różne dziwne zjawiska, ale kurczę, czy od razu pierwszej zimy muszą nas tak doświadczać???  Z drugiej strony może i lepszy taki próbny alarm, bo przecież zawsze może być i gorzej, a my już nie damy się tak zaskoczyć.

Ale szczerze mówiąc, zimo idź sobie już! Ja chcę wiosnę!