sobota, 10 grudnia 2022

Jaśnie Panie Rezydentki

Już chyba czas najwyższy przedstawić bliżej trzy nasze Jaśnie Panie Rezydentki. 

Poznajcie zatem Fibi, zwaną niekiedy Owieczką.



Fibi jest przedstawicielką Pastuszków Podhalańskich, mało znanej rasy polskich psów zaganiających, pracujących obok Owczarków Podhalańskich przy wypasie owiec. Pięć lat temu została wyzwolona z ciemnej szopy, w której razem z innymi psami wegetowała, czekając na kolejny wiosenny redyk. Oglądałam filmik z tej interwencji i powiem Wam, że widok tych biednych, brudnych, zagłodzonych, skołtunionych i przerażonych psów łamie serca. W okresie zimowym nie są potrzebne do wypasu, więc bardzo często tak właśnie są traktowane: jak niepotrzebne darmozjady, trzymane gdziekolwiek, karmione czymkolwiek.

No ale Fibcia i jej towarzysze mieli szczęście. Fibi trafiła do mojej ulubionej Fundacji Pasterze, a potem już prosto do nas. 

Początkowo cichutka i nieśmiała, obecnie pełni w naszym domu aktywną rolę psa stróżująco-kanapowego, a w zależności od pory dnia, również poduszkowego. 





Ponieważ, jako pies pracujący, nie znosi bezczynności, nawet podczas wieczornego odpoczynku lubi opowiadać podhalańskie baśnie wprost do ucha...


Jest też znakomitą sygnalistką, witającą donośnym ujadaniem każdą obcą istotę pojawiającą się na horyzoncie, czy to będzie kurier DPD czy ruda wiewiórka, lub nieostrożny bażant, któremu przyjdzie do głowy nieopatrznie i nie wiadomo po co przefrunąć przez nasz płot.  

Jest też jedynym psem jakiego znam, który reaguje szczekaniem, kiedy się do niego powie "hau-hau". ;)

Fibi kocha zabawki, ale najbardziej lubi je podkradać innym, a potem ich pilnować. Pewnie pilnuje czy się gdzieś nie rozłażą, tak jak to robiły owce na hali.


Fibcia kochała bardzo, i to z wielką wzajemnością, naszego Bohunka, który odszedł od nas już ponad rok temu. Widok tej dwójki podczas zabawy rozśmieszał nas zawsze do łez:







Taka była z nich śmieszna para jak z samowara... Bardzo nam brak tych ich harców.💔

Drugą naszą rezydentką jest Aria. Tak jak już pisałam,  trafiła do nas wprost ze schroniska: brudna, chuda, zabiedzona. Ale bardzo pojętna z niej sunia. Już drugiego dnia załapała jaką rolę odgrywają w życiu psa kanapy. 




Na początku potulna i bardzo spokojna, po odejściu najstarszej naszej suni, Miluni, Aria postanowiła przejąć stery w psiej rodzince i mianowała się szefową. Ja mówię do niej odtąd Pani Sierżant.



Pani Sierżant jest bardzo czujna na psie wybryki, ale, co szczególne, bardzo rzadko dyscyplinuje swoją postrzeloną córeczkę, choćby ta rozrabiała na całego, co i owszem robi nader często. Pozwala małej wchodzić sobie na głowę z podziwu godną matczyną cierpliwością. Jednego czego nie toleruje, to zabierania sobie piłeczki lub smakołyka, ale udało jej się kiedyś raz a dobrze Vidę skarcić i w tej chwili wystarczy już jedno cichutkie warknięcie żeby mała sobie to przypomniała i się wycofała. 

Sierżant Aria bardzo pilnuje natomiast zachowania naszej Owieczki, która bogu ducha winna, dzięki swej wrodzonej nieśmiałości i delikatności, zawsze ląduje na końcu "drabiny" w naszym psim stadku. Doszło do tego że staramy się jak najmniej zwracać uwagę Fibci, bo natychmiast zjawia się jakby spod ziemi Aria, gotowa aby wprowadzić wojskowy ORDNUNG. To ci owczarka jedna! 

Na co dzień jednak żyją w zgodzie, dzieląc ze sobą miejsca na kanapach, łóżkach i fotelach, jak przystało na prawowite Jaśnie Panie Rezydentki naszego domu...



No i wreszcie trzecia, najmłodsza nasza Rezydentka i nasze oczko w głowie: straszna rozrabiaka i, jak mawia mój małżonek "pies z potencjałem", który inteligencją ma przerosnąć (kiedyś podobno) wszystkie nasze psy... 

Oto Vida, o nie przypadkowym przydomku "La Loca" ;)


O tym skąd się u nas wzięła pisałam kilka notek temu , a całą jej historię możecie znaleźć TUTAJ . Taki psi-padecek, a może raczej psia Opatrzność, która postanowiła ocalić maleńkie psie życie i umieściła w naszej rodzince to szalone lecz bardzo kochane stworzenie.

Przyznaję, że nigdy nie chciałam mieć w domu szczeniaka, nie robią na mnie wrażenia puchate kuleczki, zbyt jestem prozaiczna czy też praktyczna, dlatego adoptowaliśmy zawsze psy dorosłe, które miały już poukładane w głowie i wiedziałam mniej więcej czego się można po nich spodziewać. 

Tym razem zostałam znokautowana znienacka ;P  

Pojawiła się ta mała czarna kluseczka i postawiła mnie przed faktem dokonanym.








Kluseczka rosła jak na drożdżach, ale też wraz ze wzrostem nabierała charakterku. Porównajcie sobie te dwa zdjęcia, jak w kilkanaście dni zmieniła się jej minka, z kluseczkowatego niewinnego aniołeczka w czarnego diablito.. ;P


No i taka ona jest ta nasza Vida: słodka, choć już dawno nie kluseczka, i jednocześnie małe diablito wprost nie do ujarzmienia...

Mała skończyła właśnie 8 miesięcy i, choć z każdym miesiącem poważnieje odrobinkę, daje nam nieraz czadu, że hej! 

Ale jednocześnie obserwowanie jej to dla nas ogromna frajda. 


Pierwsze wyjście z domu na świat.


Zabawy z mamusią.


Z mamusią zawsze najlepiej.


Wielkie odkrycie: jak się łapą grzebnie, to ziemia się sypie!


Grzebiemy, grzebiemy!...


Radość życia! 


Jedzonkiem pachnie, ale im bardziej zaglądam tym bardziej jedzonka tam nie ma...


Zamiast telewizora, suszarka do prania ...


Rety, ktoś obcy wlazł do pudełka i śpiewa!

No nie da się ukryć, że radości z nią mamy co nie miara, choć tak naprawdę nie mogę się doczekać kiedy dzieciątko dorośnie i zacznie zachowywać się jak duży i mądry pies...

Nie mogę się nadziwić, że kiedyś nie mieliśmy psów! Teraz takie życie wydaje mi się zupełnie niemożliwe. Jak mogliśmy w ogóle żyć bez tych machających do nas radośnie ogonów, nastawionych uważnie w naszą stronę uszu, bez śledzących nasz każdy ruch oczu, bez psich harców, przytulasków i głasków... Bez tej wielkiej psiej miłości! 

To prawda, że każdy odchodzący od nas Psiak zostawia za sobą ogromną dziurę i bliznę w sercu, wielki ból i żal, że ONE nie żyją tyle co my. Zawsze jest tego wspólnego czasu o wiele za mało! I tego się przecież nie da zmienić, niestety.

Ale wiecie co? Im więcej tych blizn, tym więcej miejsca w sercu się robi dla następnych psiaków, mimo smutku, mimo bólu. Nie wiem co to za zjawisko. Cud jakiś, słowo daję...  






6 komentarzy:

  1. Wśród tej gromadki ewidentnie potrzebna jest "męska łapa", czas pomyśleć o jakimś czarnym męskim futerku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 <3 <3 -Martusia

    OdpowiedzUsuń
  3. Diablito do mnie przemowilo i czuje wiez! Pozostale panie sa dorosle i powazne. Ale wszystkie maja fajnie z Wami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę, to wszystkie są lekko zwariowane, ale Diablito się z tym nie kryje!

      Usuń