wtorek, 3 października 2023

Przyjdzie walec i wyró...

Wszystkiego byśmy się spodziewali, tylko nie tego, że ktoś przyjedzie i zniszczy nam rojsty za płotem!

Mówiliśmy sobie zawsze, że te nieprzebyte chaszcze i błota to jedyna strona świata, z której na pewno nam nic nigdy nie grozi. 

Z jednej strony siedlisko nasze graniczy z brzozowym młodniakiem, z drugiej mamy, niestety, sąsiadów (na szczęście z daleka i głównie weekendowych), z trzeciej strony jest droga, która kończy się na podmokłych łąkach 200 metrów dalej, no a z czwartej właśnie to co nazywamy rojstami, czyli starorzecze Bugu, porośnięte chaszczami przeróżnymi i pełne ptactwa i innej zwierzyny. Tak było.

Dwa tygodnie temu obudziło nas (o szóstej rano zresztą) głośne wycie ciężkich maszyn z tamtej właśnie strony. Najpierw myśleliśmy że ktoś wycina trzciny, bo już rok temu coś takiego miało miejsce ("To szuwar tną!" - objaśnił nam wtedy miejscowy znajomy). Przez szpaler drzew, które rosną tuż za płotem, mało co było widać, więc przez trzy dni trwaliśmy sobie spokojnie w tym przekonaniu. No ale kolejnego dnia nie wytrzymałam, poszłam się trochę bliżej przyjrzeć tym robotom i ... zmartwiałam. Buldożeropodobne wielkie maszyny równały z ziemią wszystko jak leci! Nie tylko połacie trzciny, ale również wielkie kępy łoziny, drzewka i inne zarośla. które porastały ten olbrzymi teren.

Nietrudno sobie wyobrazić ile ptactwa i innych zwierząt wypłoszyły te wielkie maszyny, a ile mniejszych stworzeń zginęło w trakcie tej dewastacji, to nawet nie chcę myśleć. Tragedia...

Pomyślałam sobie, że właśnie na naszych oczach znika jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się na zamieszkanie w tym miejscu...

Nie ukrywam, że wpadłam też w lekką panikę. Sprawdziłam ponownie co prawda, że nasze siedlisko położone jest w granicach chronionego (ponoć) obszaru "Natura 2000", ale wiadomo jak to w naszym pięknym kraju bywa z obszarami chronionymi, czy też nawet zabytkami. Wszystko się da zrobić, jak się odpowiednio "da", to się wszystko da. Już nawet zdążyłam sobie wyobrazić, że zamierzają tu nam zrobić wysypisko śmieci, a może farmę fotowoltaiczną, albo inne g...! Wykonałam telefon do gminnego urzędu, gdzie znajoma pani uspokoiła mnie na szczęście, że takie inwestycje tu żadnych szans powstania nie mają, i nikt niczego w ogóle nie zgłaszał. 

W końcu poszliśmy sami zobaczyć z bliska to spustoszenie. Akurat wielki spychacz jechał w naszą stronę, kierujący nas zobaczył, podjechał bliżej i wysiadł.

"Wreszcie tu ładnie będzie, prawda?" - powiedział z niekłamaną dumą w głosie, a my hmm, no cóż... jakoś nie potwierdziliśmy tej opinii. Obawiam się nawet, że nasze miny wyrażały dokładnie co o tym myślimy. Pan, niezrażony, ciągnął dalej, że poprzedni właściciel bardzo zaniedbał ten teren, a on jest nowym właścicielem i postanowił zrobić tu porządną łąkę, żeby móc ją kosić. Zdaje się że chodzi o dopłaty unijne, nie znam się na tym, ale chyba jest jakaś zależność pomiędzy koszeniem łąki i pieniędzmi z unii. No cóż, jego teren, jego decyzja, nic tu człowiek, niestety, nie poradzi. I tak dobrze, że nie postanowił tu niczego nam wybudować, no i zostawił, na szczęście, na środku wielką kępę drzew, taki prawie lasek. Będą miały się zwierzęta gdzie schować. Opowiedzieliśmy mu zresztą ile zwierząt tu mieszka i ile ptaków gniazduje wiosną. Nie wiem, czy to ma jakieś dla niego znaczenie, no ale przynajmniej już wie. Zresztą sam nam powiedział, że spotkał w okolicy dwie rodziny łosi. Czy ludzie się w ogóle przejmują tym że naruszają mir mieszkających tu zwierząt? Na pewno nie wtedy, gdy chodzi o pieniądze. Niestety.

No i tak zostaliśmy na zimę z klepiskiem zamiast rojstów za płotem. Tak to teraz wygląda.

Wiem, że wiosną trawy i trzciny odrosną. Łąka podejdzie wodą, tak jak co roku, i może ptaki tu wrócą. No ale to już nie będzie to samo. Może tylko zimą, zanim to wszystko odrośnie, uda nam się częściej podejrzeć łosia czy sarny, bo już nie mają się gdzie schować przed naszym ciekawskim okiem. Ale w sumie marna to pociecha. Żal mi tego gąszczu za płotem i widoku łabędzi i gęsi pływających między trzcinami wiosną. Mam jednak dużą nadzieję, że większość odrośnie. Oby tak było...