wtorek, 15 sierpnia 2023

Tempus fugit?

Czas płynie! Odkrywcza ta myśl często mnie nawiedza ostatnio, albowiem ze zdumieniem zauważam, że będąc człowiekiem wolnym, czyli samodzielnie dysponującym swoim czasem, nie mam go wcale w nadmiarze!

Z jednej strony widzę to jasno, ale z drugiej strony wcale mnie ten fakt nie martwi, bo przecież nigdzie mi się nie spieszy. Czego nie zrobię dzisiaj, mogę zrobić jutro i raczej nie zaważy to na losach świata. Zabawne tylko było moje naiwne wyobrażenie o tym, czym to nie będę się zajmować na wyczekanej emeryturze. No i kiedyś będę, oczywiście, bo chęci mnie nie opuszczają, tyle że wszystkie te chęci i plany muszę poustawiać w kolejce, bo nawet emerytura nie potrafiła wpłynąć na rozszerzenie czasoprzestrzeni. A żal.

Tak więc wszelkie roboty ręczne czekają do kolejnej jesienio-zimy, ponieważ, mimo że mam już w miarę urządzony pokoik-pracownię (czytaj: kącik w sypialni), to w sezonie ogrodowym nie ma mowy, żebym oderwała się od rozważań o roślinkach, urządzaniu rabat i planowaniu warzywnika na przyszły rok. Zbyt frapujący to temat, no i masa wiedzy do przyswojenia, co z wielkim upodobaniem co i rusz odkrywam. To naprawdę niesamowite, że w MOIM wieku jestem tak kompletnie zielona w temacie! I to ja, która miałam się za nieco oświeconą w sprawach ogródkowych! Wiem, że nie wiem NIC! A temat jest jak rzeka. Co tam rzeka, AMAZONKA!

Planowałam również zajęcia bardziej plenerowe, takie jak farbowanie wełny i tkanin roślinami,  jednak poczekać one muszą do kolejnego ciepłego sezonu, a szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak i kiedy wcisnę je w przyszłoroczny grafik szalonego (i nieco chaotycznego jak muszę przyznać) ogrodnika!

Może jednak kiedyś się w tym wszystkim ogarnę i poukładam. Nie traćmy nadziei.

Mimo wszystko staram się nieco korzystać z otaczających mnie cudownych okoliczności przyrody. Daleko sięgać nie muszę, bo we własnym ogrodzie mam surowca aż nadto, nie mówiąc już o łąkach za płotem.

Bo wiecie że pojęcie "chwasty" jest bardzo względne, prawda? To jest po prostu ZIELE, w pełnym znaczeniu tego słowa! Gdzie nie spojrzeć, rośnie coś pożytecznego i warto by umieć z tych cudownych zasobów korzystać.

Nie zbieram wiele. Póki co, ususzyłam sobie tylko kilka pęczków ziół, które mogą okazać się przydatne w najbliższym czasie. Zrobiłam też parę ziołowych nastawów, bo czemu nie skorzystać z tego co mam pod ręką?


Powyżej surowiec, a poniżej macerat z ziół o korzystnym dla włosów działaniu. Tylko korzeń łopianu wykopaliśmy na łące za płotem, reszta pochodzi z naszego ogrodu: liść babki i poziomki, korzeń mydlnicy, ziele wrotycza i dziurawca, kłącze pokrzywy, do tego łupina orzecha, kora brzozy i dębu. A można by nazbierać i więcej, ale słój za mały. Postoi sobie ta mieszanka w glicerynie przez parę miesięcy, a potem odnowię zapasik domowego najzdrowszego szamponu. Kilka lat temu zrobiłam taki szampon na bazie kupionych ziół suszonych, teraz będzie o klasę lepszy. Bo własny.


Nawiedziła mnie też ostatnio nieodparta potrzeba robienia przetworów na zimę, spowodowana głównie dostępem do nie skażonych chemią warzyw i owoców, którymi obdarowują nas tutejsi znajomi. 



Tym sposobem mam już mnóstwo słojów z ogórkami w różnych postaciach, fasolki w sosach i przetwory z cukinii, jagody w cukrze i maliny w soku, a zamierzam również spróbować sił w kiszeniu kapusty, do czego zachęciła mnie całkiem udana próba przeprowadzona na maleńkiej, jedynej wyhodowanej przeze mnie kapuścianej mini-główce ;) 

Nota bene: druga główka kapusty, tak jak i kilka innych uprawianych przeze mnie warzyw kapustnych padła łupem żarłocznych potworów, które dla niepoznaki nazywają siebie motylkami. Wiecie, to te bielinki, takie niewinne piękne stworzonka. Toż to prawdziwe bestie są!

Uwaga, poniżej będzie zdjęcie drastyczne! To chyba miał być brokuł...

No przyznaję, że ogrodnik ze mnie (jeszcze) nietęgi. Pryskam bestie wyciągami z krwawnika i mydłem potasowym, czytam liczne porady i uczę się obserwacji oraz szybkiego (hmm...) reagowania. Kiedyś mi się powiedzie. Na pewno!

No tak, warzywa kapustne w tym roku są już stracone, ale za to fasolka i bób plonowały nam ślicznie!

Udał mi się również pokaźny zagonek jarmużu, którego przed zielonymi żarłokami będę bronić do upadłego. Kabaczki i dynie, po długich wahaniach również postanowiły obrodzić, więc może nie będzie tak źle! 

A w przyszłym sezonie będę już mądrzejsza o doświadczenia z tego roku. Oby to coś pomogło...

Czas upływa. 

Nadeszła połowa sierpnia i pustoszeją gniazda bocianów. Młode już chyba odleciały, bo widać tylko pojedyncze dorosłe ptaki na posterunku. Pewnie i one się szykują do jesiennej podróży.

Życie poza miastem, z dala od cywilizacyjnej klatki, umożliwia nam spojrzenie na świat z trochę innej perspektywy. Czas płynie, ale nie ucieka. Zmiany w przyrodzie zachodzą, ale nie bezpowrotnie. Koło natury się kręci, a my razem z nim. I to jest w życiu piękne.