środa, 21 grudnia 2022

Zimy jakby trochę mniej...

Grudzień jak zawsze przeleciał galopem, już zaraz Święta, a potem będzie już po i można będzie oficjalnie zacząć odliczanie do wiosny. Trochę żal, że raz wreszcie była szansa na białe Boże Narodzenie i znowu raczej nic z tego, bo dziś już na plusie, a jutro i pojutrze plusa ma być coraz więcej. Normalnie to bym się cieszyła z tego niezmiernie, ale zdążyłam już nieco polubić (z naciskiem na NIECO!) widok tego białego dookoła  i  prawdę mówiąc nie miałabym nic przeciwko temu, żeby przetrwał ten widok do Wigilii. 

No ale chyba nic z tego, co dzień mniej białego wokół, całe szczęście tylko, że na odludziu nawet małe białe jest nadal białe, a nie zmienia się tak szybko w tzw. pośniegowe błoto :) No i w sumie nadal jest ładnie, zwłaszcza gdy słonko wyjrzy na chwilę zza chmury.

I tutaj nastąpi kilka zimowych fotek, takich mniej widokowych może, ale w słoneczny dzień nieco inaczej wszystko wygląda i chciałoby się tego uroku trochę zatrzymać, choćby na fotografii.










A z ornitologicznych nowinek, to sójka zamiast za morze, wybrała się ostatnio do nas. Przez kilka dni czaiła się wysoko na gałęziach i przyglądała zgrai małych ptaszków objadających się w karmnikach, aż w końcu i ona przyleciała sobie trochę podjeść :)



Ale że bestia czujna jest bardzo, to tylko takie marne fotki zza szyby udało mi się zrobić (na razie).

Rekompensując sobie sójkowy niedosyt zdjęciowy, wyżywam się w fotografowaniu drobnicy, która na szczęście nic sobie z mojego pstrykania nie robi.















No wiem, wiem, dużo tych fotek i te ptaszki takie zwyczajne, nie żadne okazy ornitologiczne, tylko zwykłe sikorki i mazurki. Nic na to nie poradzę, lubię obserwować te małe puchate ptaszynki kiedy całą zgrają obsiadają karmniki. Sikorki są dość bojowo nastawione do współdziobaczy, natomiast stadko mazurków to raczej zgrana rodzinka, nikt nikomu nie wadzi, razem się tłoczą przy karmniku i wspólnie dziobią ziarna, aż miło patrzeć.

Aha, no i stracha na wróble zrobiłam wreszcie, żeby mi ptaszki w okno nie pacały. W tym przypadku jest to raczej strach na sikorki, a nie na wróble, bo żadnemu wróblowi jeszcze do głowy nie przyszło żeby wpadać do naszego salonu przez zamknięte okno, natomiast sikorki ciężko od tego pomysłu odwieść.

Nie pomogły naklejki na szybach, nakleiłam dużo gwiazdek żeby widziały przeszkodę, ale one i tak sprawdzały na czym te gwiazdki są nalepione. Dopiero dyndające na gałązkach drewniane ptaszki zrobiły robotę i jest spokój. Czasem któraś przysiądzie sobie na gałązce, i to wszystko :)


Ostatnio widziałam znów znajomy gang trzech bażantów drepczący naszą drogą, niestety aparat został w domu a komórka, jak to komórka, zarejestrowała trzy czarne plamki na drodze, no ale wcale się jej nie dziwię, tym bardziej że już robiło się ciemno, więc musicie mi na słowo uwierzyć, że to są właśnie one czyli nasze znajome bażanty, które co jakiś czas próbują zwiedzić nasz ogród i prowadzają się po okolicy w trójkę, mimo że, jak czytałam, bażant jest ptakiem terytorialnym i samiec ma zazwyczaj swój rewir, którego zwykł bronić do upadłego. Może te akurat są wyjątkowe, a może po prostu to bażancia młodzież, która jeszcze nie poznała uczucia rywalizacji i kumplować się tak będą aż do wiosennych zalotów...

Czyli pewnie już niedługo ;)


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz