niedziela, 4 grudnia 2022

Między książkami

Po kilkunastu latach przerwy znów będziemy mieszkać razem z naszymi wszystkimi książkami!

Już jako dziecko miałam lekkiego fioła na punkcie książek i czytania. I oczywiście, jak wiele dziewczynek w tamtych latach, marzyłam żeby zostać bibliotekarką. W podstawówce po lekcjach pomagałam paniom w szkolnej bibliotece, cóż to była za frajda! Do dziś pamiętam niewielkie pomieszczenie pełne regałów i książek obłożonych w szary papier. Bardzo lubiłam chodzić między nimi, układać i przeglądać wszystkie książki, niekoniecznie przeznaczone dla dzieci. Po skończeniu studiów moje marzenie z dzieciństwa wreszcie się spełniło i sama stałam się na kilka lat panią bibliotekarką, w wydziałowej bibliotece. Najcudowniejsze moje zawodowe lata!

Jakoś nigdy nie przekonałam się do czytania książek w formie elektronicznej. No nie i już. Nic nie jest w stanie zastąpić mi dotyku, zapachu czy szelestu kartek. Uważam że książka papierowa ma swoją książkową "duszę", której pozbawiony jest elektroniczny tekst na czytniku, choćby był najlepszy. No taka już zacofana jestem, w niektórych dziedzinach wprost nieuleczalnie.

Oczywiście ta miłość do książek miała i nadal ma odzwierciedlenie w manii ich posiadania. W tak zwanej wczesnej młodości mieszkaliśmy z trójką dzieci w dwupokojowym mieszkaniu. Bardzo to było fajne mieszkanko, ale miejsca w nim nie było już na nic. Dzieciarnia zajmowała jeden pokój a my i nasze książki drugi. Dzieci zresztą też szybko obrosły w książki, bo to u nas rodzinne. Całe nasze mieszkanie było zagracone po brzegi. Ściany pokoju zakryte były półkami, a na półkach mieszkały nasze książki. Teraz wspominam te lata z lekką nostalgią, ale pamiętam też, że pod koniec było nam naprawdę ciasno. Ale, choć nie było już w domu miejsca na nic, zawsze udawało się upchnąć na półkach jakiś kolejny tomik.

Kiedy szesnaście lat temu udało nam się przeprowadzić do dużego domu, nareszcie trochę się rozgęściliśmy. Każde z nas dostało swój pokój, oprócz tego był tam salon, nasza, czyli rodziców, sypialnia, garderoba i osobna biblioteczka. Wszystkie niemal nasze książki wylądowały właśnie w tym ostatnim pomieszczeniu. Nie wiem właściwie czemu, ale wydało się nam to najlepszym rozwiązaniem. I tak sobie mieszkaliśmy przez lat kilkanaście, z dala od naszych starych książek, które na najwyższym piętrze domu żyły sobie swoim własnym życiem, trochę jakby w zapomnieniu. Z czasem pojawiły oczywiście się nowe książki, które z lekka zawładnęły naszą codzienną przestrzenią w salonie. Później odziedziczyliśmy też dość pokaźny księgozbiór Rodziców i kolejne tomy zamieszkały z nami. 

No a teraz historia zatoczyła kółeczko i po szesnastu latach znów przyszło nam zamieszkać w dwóch pokojach. Nasze książki przywędrowały oczywiście tutaj z nami. I dopiero teraz poczuliśmy jak bardzo się za nimi stęskniliśmy! 

Przez trzy miesiące, odkąd tu mieszkamy, kilkadziesiąt kartonów z książkami czekało na wypakowanie, ulokowane bezpiecznie pod dachem, w naszej sypialni. No ale doczekaliśmy się! 

Oto wreszcie powstał on: REGAŁ! 




Regał rósł powoli, przez dwa czy trzy tygodnie, a my cieszyliśmy się z niego jak dzieci! 

Niestety, nasz salon, który wcześniej wydawał się całkiem sporym pokojem, nagle stał się mały... ale za to całkiem przytulny! 

No i, co najważniejsze, wszystkie nasze książki zmieściły się na półkach, choć mieliśmy co do tego wątpliwości.  Powiedziałabym nawet, że zostało nawet jeszcze troszkę wolnego miejsca na jakieś ewentualne drobne zakupy :)  W najgorszym razie, można przecież zawsze ustawić książki w dwóch rzędach...

Wypakowanie wszystkich książek zajęło nam chyba ze trzy dni, ale i tak nie udało się ich od razu sensownie poukładać, więc czeka nas jeszcze niezła robótka. Ale za to ile przyjemności!

To niesamowite uczucie kiedy odkrywa się na nowo książki dawno zapomniane, dawno  przeczytane, albo takie które od lat na przeczytanie czekają. Nudzić to się tu na pewno nigdy nie będziemy!

Odnalazłam kilka książek z mojego dzieciństwa, a najbardziej, w sumie nie wiem czemu, ucieszyła mnie gruba, stara księga baśni, którą uwielbiałam jako dziecko i tyle razy przeczytałam, że wiele z tych baśni pamiętam do dziś. 


Książka jest stareńka, nawet starsza ode mnie! Nie pamiętam co prawda od kogo ją dostałam, już używaną, ale była ze mną przez wiele lat. Zresztą jest porządnie "wyczytana", co da się zauważyć. Te numerki to zdaje się pozostałości po mojej zabawie w domową bibliotekę, no niestety, mała byłam. Jako duży człowiek już nigdy nie pisałam po książkach. Nienawidzę też podkreśleń i dopisków!

No i oczywiście odnalazła się moja ukochana Ania z Zielonego Wzgórza, pierwsza w całości samodzielnie przeczytana przeze mnie książka. "Odnalazła się" to w sumie złe określenie, bo nigdy się  nigdzie nie zapodziała. Jest ze mną od zawsze i zawsze wiem gdzie! :)


Mamy dużo takich starych wydań, oraz późniejszych, z lat peerelowo-kryzysowych, drukowanych na gazetowym papierze, ale, o ile niektóre z nich mogłabym mieć w ładniejszym, nowszym wydaniu, to akurat "Ania" podoba mi się tylko ta. Ma najpiękniejsze ilustracje i w tych stareńkich płóciennych okładkach jest nie do zdarcia! Oczywiście mam wszystkie tomy, ale te trzy pierwsze są najważniejsze. Nie wiem ile razy je czytałam. Pięćdziesiąt? Sto? W każdym razie wystarczająco dużo aby znać je niemal na pamięć. Pewnie każdy ma takie książki, nie mam pojęcia jak to jest u tzw. dzisiejszej młodzieży, ale "za moich czasów" książki były w życiu ważne.

Tak naprawdę dopiero teraz, siedząc wśród półek pełnych naszych książek, poczuliśmy się jak u siebie w domu.  Te książki to przecież nasze wspomnienia, nasza przeszłość i nasze życie.



12 komentarzy:

  1. Gdybym od czau do czasu nie robiła w książkach przegrupowania, dawno musiałabym się wyprowadzić. Taki los. Regały są przepiękne, na 3 zdjęciu wyglądają jak drabinki w sali gimnastycznej:) Bo i też na najwyższą półkę to tylko z drabiny...
    I lampa! Skąd ona? Ceramiczna, czy metalowa? Kurczę, właśnie takiej szukam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przy przeprowadzce oddalam chyba z 10 czarnych workow ksiazek (ladnie w nich poukladanych, jakby ktos sie czepial), ale u nas w wiekszym domu brakowalo miejsca na ludzi (przez ksiazki, kwiatki i materialy/wloczki). D oddal DWANASCIE workow ksiazek fachowych. Sprowadzilismy sie, wreszcie nabylismy 3 biblioteczki oszklone, pod sufit. I co? trze ba bylo dolozyc dwa regaly na gorze. A taka bylam bezlitosna (mamy dalej za duzo ksiazek na jedno czytanie)!! Teraz kocham Kindla (dorobilam sie dwoch) sercem szczerem, bo ksiazki jada ze mna wszedzie. No i gdzie ja bym zatrynila ok tysiaca ksiazek????

      Usuń
    2. Hana: lampa wisząca ceramiczna kupiona na starociach juz dawno temu. Ale niedawno znalazłam drugą podobną w stylu na allegro. I mamy dwie. Też je bardzo lubię.
      Opakowana: wiesz dobrze jak mi ciężko czegokolwiek się pozbywać i książki należą do tej kategorii co to nie ma mowy! Trwam w podziwie, ale platonicznie ;)

      Usuń
    3. Tu nie ma co podziwiac - z wiekszego domu do mniejszego bez mozliwosci ogacenia komnaty ksiazkami, za to mamy wezszy korytarz na 1 pietrze, hehehe. Chyba kupie na facebook/marketplace biblioteczki oszklone, bo beda wyzsze niz to, co mamy i za szklem. Popatrz na ksiazki tak, jak my - raz przeczytane, ok...ale czy bede czytac znowu patrza na te straszna kupe ksiazek DO przeczytania? Zrobilas to z wloczka!! Poza tym jestem pelna podziwu, ze wszystkie ksiazki sa rozpakowane. Mi brakuje kilku, wiec mam podejrzenia co do garazu, ze tam sie kryja jeszcze poklady ksiazek.....

      Usuń
    4. Raz przeczytane mogą zawsze być przeczytane drugi raz! To si nię uda, niestety. Tym bardziej że jakoś się pomieściły, więc nie ma z nimi żadnego problemu. Rzeczywiście jeden raz udała mi się taka czystka z włóczkami, ale włóczki to jednak co innego. Najłatwiej w sumie pozbyć mi się ciuchów, przed przeprowadzką z domu wyjechało ponad 20 worków! Książki rozpakowane, ale żebyś wiedziała ILE kartonów z innymi rzeczami czeka na werandzie i w warsztacie (te ostatnie to już do wiosny!), to byś zapomniała o podziwie hehe ;)

      Usuń
  2. Aaale fajnie i przytulnie! Ja jednak sporo ksiazek papierowych zamienilam na elektroniczna forme, glownie przez brak miejsca. Mam kilka ksiazek z domu rodzinnego, reszta sie rozproszyla po rodzinie niestety. Troche zal, ale je pamietam, a to sie tez liczy. Nigdy nie mialam Ani, zawsze byla z biblioteki. A teraz odkryam, no jak bum cyk cyk, odkrylam, wersje oryginalna i w tej sie zakochalam na amen. A ogolnie co do tlumaczen, to Anie teraz wole po ang, ALE Puchatek jest o niebo lepszy dzieki pani I. Tuwim. Lubie po angielsku, ale nie tak, jak po polsku. I ta milosc poszla na nastepne pokolenie. Obrastajcie dalej w ksiazki, bo rzeczywiscie miejsce jest. P.S. Lampa swietna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie nie próbowałam Ani po angielsku. Ale pewnie byłoby mi trudno polubić, bo ja się ogromnie przyzwyczajam. Już nawet próba innego tłumaczenia (na przykład zamiana Kubusia na Fredzię) wywołuje we mnie wrogie odruchy ;PPP
      Nie wspominając już o najnowszej ekranizacji Ani, ale to już zupełnie inna historia...

      Usuń
    2. Idiotycznej fredzi NiGdY nie zaakceptuje!! Co do Ani - jest duzo bardzo subtelnych jezykowych rzeczy, ktore trudno wylapac. Jak to dobrze, ze moge swobodnie to rozumiec i po polsku i po angielsku, tak jak Ty masz na pewno z hiszpanskim.

      Usuń
    3. Prawda. Niektóre książki czytałam tylko w oryginale po hiszpańsku i nawet nie chciałabym po polsku ich próbować, bo raczej z góry wiem, że by mnie tłumaczenie wkurzało.

      Usuń
  3. Wlasnie sprawdzilam nasze zegary i zegarki, a jest ich w odmu troche. sa 3 termometry/wilgotnosciomierze/zegary z data. Kazdy inaczej - 12.41, 12.44 i 12.39. Na mikrofali - 13.44, na scianie 12.38, na stole - bardziej dekoracja, sliczny antyk - podrozny i skladany, w skorzanym etui, spadkowy stanal na 12.05 i nikomu nie chce sie nakrecac, wiszacy duzy, troche okretowy - K pracowala w handlu czesciami okretowymi typu sruby, kotwice i takie tam, wiec pewnie stamtad- 17.38. nikomu nie chce sie go kopnac. Przy lozku mam tez spadkowy, z lat 50tych, narecany, ciagle zapominam nakrecic a tyka slicznie i dyskretnie - 6.15, a z drugiej strony, taki elektroniczny, z radiem - 12.40. budzik w goscinnym - 12.47, moj na reku - 13.02, w telefonie 12.41 i komputer 12.43. znamy czas na oko ;) . Nikomu to nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę! I wyobraź sobie że jakoś mnie to wcale nie dziwi, ciekawe czemu ? ;)

      Usuń