niedziela, 29 lipca 2018

Ogród wymarzony


Moje marzenia o ogrodzie zaczęły się dopiero w dorosłym życiu, bo jako młodzież nie czułam pociągu do grzebania w ziemi, chyba zresztą najczęściej tak z młodzieżą bywa. A kiedy 12 lat temu udało się nam wreszcie wyprowadzić z miasta i przenieśliśmy się do obecnego domu w podwarszawskiej miejscowości, bardzo cieszyliśmy się z naszego 400 metrowego ogródka. Szybko okazało się jednak, że to jeszcze nie to. Pojawił się wtedy pomysł domu na wsi i dużego ogrodu, gdzie zmieszczą się wszystkie nasze ulubione drzewa, krzewy, pnącza i wszystkie inne rośliny, jakie tylko nam się zamarzą.

 Jak miło mieć tę świadomość, że to marzenie się właśnie spełniło!

Nasz nowy ogród, który po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć w jesiennej, a więc tej mniej korzystnej dla ogrodów porze, zachwycił nas już od pierwszego wejrzenia. Doprawdy trudno byłoby nie zachwycić się takim widokiem:






  
Ogród jest duży i piękny. Troszkę przez ostatnie lata zaniedbany,  ale poprzedni właściciele kochali go, to widać. I my też go pokochaliśmy całym sercem. 

Pamiętam ten pierwszy dzień, kiedy wiedzieliśmy już że będzie to NASZE miejsce. Chodziliśmy po ogrodzie nie do końca wierząc, że to dzieje się naprawdę. A już najdziwniejsze było uczucie, że ktoś ten ogród nam specjalnie podsunął, że on czekał właśnie na nas, bo wśród roślin tam już rosnących, większość to właśnie te ulubione przez nas drzewa, krzewy, pnącza...

Już dawno postanowiliśmy, że kiedy znajdziemy wreszcie to nasze nowe miejsce, zabierzemy do niego wszystkie rośliny z obecnego ogródka. Wiele z nich przez lata trzymaliśmy w donicach, bo przeznaczone były do tego wymarzonego przyszłego ogrodu. No a tu okazało się, że większość z tych roślin już  tu jest!

Nie szkodzi, oczywiście - i tak zabierzemy ze sobą naszych ulubieńców. Miejsca jest przecież dosyć. 

Ten pierwszy rok obcowania z naszym nowym ogrodem to głównie jego odkrywanie i podziwianie. Wtedy, jesienią, większość roślin już była uśpiona, dopiero teraz po kolei wychodzą z ukrycia i cieszą nasze oczy.














  

  




Jak się domyślacie, to tylko niewielka część fotek...

Nie muszę chyba mówić, że pierwsze co robimy po przyjeździe, to biegniemy na obchód ogrodu, żeby zobaczyć co nowego zakwitło albo wyrosło...  Czasem coś przegapimy, kiedy na przykład nie udało się przyjechać na któryś weekend, a tu piwonie zakwitły i przekwitły bez nas. Ale to nic, za rok przecież znowu zakwitną! Miejmy nadzieję że wtedy uda nam się na nie trafić.

Najchętniej już bym tu została. A to jeszcze parę sezonów przed nami takiego weekeendowo - wakacyjnego cieszenia się naszym nowym miejscem na ziemi. 

Ale dobrze że już jest. I że na nas czeka.















6 komentarzy:

  1. Jest obezwładniająco, do bólu piękny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie powiedziane, choć aż tak do bólu to nie wiem, no czasem, prawda, serce boli jak muszę wyjeżdżać ... <3

      Usuń
  2. Ania - to co Ty bedziesz robila, jak tam osiadziesz? Ogrod bedzie juz gotowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie trawniki będę zmieniać w rabaty. Robota do końca życia, jak nic!

      Usuń
    2. A no to tak...a na czym pieski beda lezec? na rabatach? wydaje mi sie bardzo mozliwe, hrehre

      Usuń
    3. Żebyś w złą porę nie wypowiedziała hrehre ... :)



      Usuń