niedziela, 29 stycznia 2023

O maszynach i miłości (do nich)

Ufff... styczeń jakoś przeczłapał. Jeszcze tylko przetrwamy najkrótszy miesiąc i wiosna będzie tuż tuż!

Obiecałam sobie że ani słowa nie pisnę dziś o ptaszkach, za to pomyślałam że opowiem o maszynach w moim życiu. Bo wiecie, przyznać się muszę że jestem dość zacofana, jeśli chodzi o automatyzację życia. Do dziś nie lubię, na przykład, automatów na parkingach, takich do których trzeba się wychylić przez okno i włożyć bilet żeby się otworzyła bramka, nawet durne parkometry na ulicach mnie wkurzają, wolę płacić online, żeby nie mieć do czynienia z maszyną. 

Podobnie było w domu. Pralkę i odkurzacz i owszem miałam, ale nie lubiłam jakoś nigdy kuchennych utensyliów elektrycznych. Mikser ręczny Zelmera co prawda w domu był, bo dostałam go jako ślubny prezent, ale nie używałam go zbyt często. Ciasto wolałam mieszać łyżką, pianę ubijać ręczną ubijaczką, no może i owszem:  koktajle z owoców zwane dziś elegancko smoothies robiłam dzieciom przy jego pomocy. Na którąś tam rocznicę ślubu Rodzice kupili mi maszynkę do mięsa. Elektryczną. Myślę że z 5 razy jej użyłam, ale więcej raczej nie. No tak już miałam. Nigdy też nie marzyłam o robocie kuchennym, o krajalnicy chleba ani o innych tego typu wynalazkach.

No ale wszystko do czasu.

Na starość wreszcie zmądrzałam i dokonałam kilku stosownych zakupów, mam w domu parę użytecznych maszyn, a trzy teraz już wręcz kocham miłością ogromną!

Pierwsze moje odkrycie to suszarka do prania. Wpadłam na pomysł jej zakupu przy urządzaniu mojej wiejskiej łazienki. Gdzie tu wieszać pranie? Latem fajnie wszystko schnie na sznurze w ogrodzie, ale przez większość roku zawsze gdzieś po domu pałętają się stojące suszarki z wiszącymi na nich ubraniami. Widoku wiszących nad wanną gatków też już miałam dosyć. Tyle się nakombinowałam jak tu sobie urządzić łazienkę, a teraz mam wszystko zepsuć wiszącymi barchanami? No i wtedy przyszedł mi do głowy pomysł zakupienia elektrycznej suszarki, o której nigdy wcześniej bym nawet nie pomyślała! Zasięgnęłam opinii u jedynej znanej mi Osoby (opakowano, to o Tobie mowa!) która taką właśnie maszynę posiada, a że jej opinia była wręcz entuzjastyczna, no to kupiłam sobie i ja! 

No i co? Zachwyt totalny! Nie sądziłam że to AŻ takie fajne! Pięknie wszystko suszy i sprawia że ciuszki są miękkie i miłe w dotyku (koniec ze sztywnymi jak blacha dżinsami!). Przy okazji doczyszcza wypraną garderobę, bo wydmuchuje z niej dodatkowo pozostałości kurzu i psiej sierści, co u nas ma ogromne znaczenie! 

No i pies się nie nudzi ... ;)


Nie ukrywam, że suszarkę moją po prostu kocham! Załatwić każde pranie za jednym zamachem (no, dwoma, bo najpierw przecież sesja w pralce), bez obwieszania domu szmatami, to dla mnie naprawdę duży krok do przodu.

Drugi sprzęcik jest maleńki, dostałam go z odzysku od Córki i najpierw przestał z rok na półce, bo śmieszył mnie sam fakt że mam elektryczną maszynę do robienia pianki na mleku. Mój filologicznie zakręcony Synek nazywa takie przyrządy "unitaskerami", co w moim dość dowolnym tłumaczeniu znaczy mniej więcej "rupieć zagracający dom a służący tylko do jednej rzeczy, niekoniecznie najważniejszej". No właśnie tak go potraktowałam, bo w szufladzie miałam taką małą sprężynkę na baterie, do robienia tej cholernej pianki i to mi w zupełności wystarczało. Pamiętałam co prawda że wręczając mi maszynkę Córeczka na widok mojej niezbyt zachęconej miny powiedziała: "poczekaj aż sobie spienisz raz tym mleko, zobaczysz", no ale póki sprężynka działała, do unitaskera mnie nie ciągnęło.

No i zepsuła się wreszcie ta sprężynka. A ja bardzo lubię kawkę z mlekiem (owsianym) i pianką. Chcąc nie chcąc wyjęłam maszynkę z szafki i ... OMG ale cudowna pianka!


Co tu dużo mówić, zostałam wielbicielką mojego elektrycznego unitaskera do spieniania mleka! Sama sobie nie wierzę, ale tak! Taka pianka tylko z maszynki! 😄

No i jeszcze jedna maszyna, którą pokochałam niemal od pierwszego wejrzenia. Zbieraliśmy się do zakupu wyciskarki do soków od kilku ładnych lat. Tyle jest na rynku tych wyciskarek, tyle marek i taka rozpiętość cen, że nie mogliśmy się zdecydować. W końcu teraz, osiedleni na wsi, z łąkami za płotem, z dostępem do nieograniczonych ilości zielska, z ugruntowanymi zamiarami bezkompromisowego wejścia na jedynie słusznie drogę zdrowego odżywiania, zdecydowaliśmy się! Jest! 

Bałam się, że będzie duży hałas, że będę spędzać godziny na wyciskaniu soków, że się umęczę przy czyszczeniu i wiecie co? Nic z tych rzeczy! Co prawda kupiliśmy najnowszy model Kuvingsa, odpowiednio też drogi, ale naprawdę nie ma się do czego przyczepić! Nie trzeba kroić owoców ani warzyw (no, chyba że marchew ma więcej niż 4 cm średnicy, co się i owszem zdarza), nie trzeba dociskać warzyw bo maszyna je sama wciąga. Pracuje cicho (!) i naprawdę szybko, a soki wychodzą oczywiście bosko pyszne! 

I dodatkowy dla niej plusik: zawsze szkoda mi było bardzo buraków, z którymi po zrobieniu zakwasu (a robię zakwasy często) nie bardzo jest co zrobić. Zjeść na surowo można parę plasterków, pieskom też kilka nie zaszkodzi, ale co zrobić z resztą? Żadne pomysły z sieci mi nie pasowały (oprócz jednego o którym zaraz opowiem), więc buraki lądowały na kompoście. Aż do dzisiaj. 

Dziś przepuściłam je przez wyciskarkę, uzyskując dodatkowy litr zakwasu, może nieco mniej gęstego ale równie pysznego i zapewne równie zdrowego! Z drugiej strony maszynki wyszły suche wiórki, których już wyrzucić nie szkoda (choć zamierzam wykorzystywać takie suszki do warzywnych pasztetów i innych wynalazków, ale to kiedyś później). Ot i cudo maszyna! Też ją kocham! 😁

Ten ciekawy pomysł na wykorzystanie buraków po zakwasie wynalazł w sieci mój Małżonek i choć jeszcze go nie wypróbowaliśmy, bośmy wciąż na diecie Dąbrowskiej (ja już dziś kończę!), to zapowiada się baaaardzo obiecująco. Jest to "wegański bigos z kiszonych buraków". Brzmi może dziwnie, ale jak się człowiek wczyta w szczegóły, to ślinka sama zaczyna cieknąć i już wiem, że lada moment będę bigosować buraczki! ;)  Jak już je zbigosuję, to nie omieszkam się tym pochwalić!

No i co, udało się bez ptaszków? Udało! 

Co prawda napomknę tylko, że chyba widziałam wczoraj grzywacza, co by znaczyło, że chyba jednak wiosna ma się ku nam, ale to tylko mała uwaga na marginesie ;P

Generalnie czas poza domem spędzam ostatnio na polowaniu na panią łosiową, która ukazała mi się kilka dni temu raz jeszcze. Stała o wiele bliżej drogi niż poprzednio (znowu stała i się gapiła!), ale było już tak ciemno, że nawet aparat który już ZAWSZE przy sobie wożę, nie dał rady. Widziałam ją i ona widziała mnie, postałyśmy sobie chwilkę i się pogapiłyśmy na siebie (urocze ma te białe podkolanówki), a potem łosza powiedziała adieu i poczłapała sobie w siną dal. No dobra, nic nie powiedziała. Ale tak jakby.

Ciąg dalszy tych spotkań bliskiego stopnia, mam nadzieję, nastąpi.

17 komentarzy:

  1. Anulka Kuchana Ty moja!....Ta tyli Ty tu nabrała na jedny bidny łyzeczki du kalapitruwegu frygania z kużdyj jednyj półki,ży,nie wim czy łyżeczki pustawić pu lewyj czy pu prawyj stroni?!!I konia z rzendnym temu,cu bedzi wiedział czy ta pólka tuszystku strzyma-a??!!Nu ali choć troszka pustaram si ugarnuńć zawaruść-cu by ni kapału ani z łyzki a cu za tym hula-takoż i z półeczki.!!Nu tu zaczny-zakim skończy tu moji grypsani.Ta Twoja łosza tu ona jest furt zacikawiona,cu tu si ni nawyrabiału kołu Waszyj chawiry-bu TAAAKICH lukatorów tu jeszczy na Rojstach ni byłu i ni bedzi-a juz wieli pukoliń łoszaków,byz ty Waszy ubecni sidlisku si pukatulału!!! Takży za posła jo traktuju inszy żwirzenta,co by si duwiedzić ,cu tyż cikawegu si popud tym Waszym drzywianym stołym znajduji!!Puspytasz si zicherowu za glaczegu popud a ni na stoli?A nu bu moży jakiś kawałeczyk burakowyj skórki ausgerechnet upadłu-cu by pukusztować jak taki cuś du gustu przypadni!!Zmynczyła ja si troszka tym hulanim za łoszowym ugonkim-ży mnie trza teraz jaki szałabojdyk ud żynichy na zmucnienie łyknuńć a potym troszka na bambetlu pukimać-ale wrócym tu jeszczy i dukończy ty swoji bazgraniny...mozy tak być?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu, każdego Twojego komentarza wyglądam z większą ciekawością niż łosia za oknem! Pewnie masz rację, że ona na przeszpiegi przysłana, skoro tak się gapi! Ta, oni ciekawi cu ona jeszcze wynyka umni. O skórce z buraka będę pamiętać!!! Ciumki.

      Usuń
    2. Wisz cu Anulka-tak tu jest jak sy człowik muralnusci ni zahaltuji tu potym pułowa dnia idzi het jak si człowik upamienta i du jakij takij przytumości puwróci.Miał być inu nikomu nic ni miszjajoncy w kartuflanyj zupi inu jedyn malentki szałabojdyk Żynichy -a Ty wisz jaka ta żynicha przywrotna rymunda si zrubiła????!Ta nawyt sobi sprawuzdania ni zdajisz!Bałakam ja du nij jak du przyjacileńcia-"ty mileńka moja -jak dobrzy ,ży ja ciebi mam u siebi w chałupi-taż ty pudaryk ud mojich Kuchanych z dalekich stron Ludzisków-ale wieli w Ich oba cwaj syrducha taz u rubuci ni spomny-a ta strentna baba du mni bałaka-"a Ty zaponiała cu ty tam jeszczy w tym starym krydensi,cu jeszczy nasz kuchany Lwów spumina-masz jeszczy syrdeczni klawy cuś na spuminani tegu ,coty wisz-a ja ruzumim??????Hulam ja w ty strony,mału giczał ni pułami -utwiram drzwiczki krydynsowy-a tam..i Sercy Batiara i Łyczakoski Łzy..ży joj!!Ta jak ich jeszczy ta żynicha si du nich przytulać zaczneła...tu żym ju ud przytulania zwłaszcza tegu Lwowskiegu Batiara-wieli siły w grabach udrywać musiała-a baba mocna jak przydwujenny lwoski dziuni-cu si nawyt i za nijedny fest ruboty brali!I cu z tegu pewni Aniu puspytasz?Anu to-ży znowu trza mnie troszka du sił wrócić-zakim wrócym tymatowy tempu.Ali wisz Ty co Anulka?Ja sy taki maszynki du wyciskania łachów fundnuńć muszy-jak znowu jaki żaby nad stawkim zdybam-bedzi ud raz w sam raz!!Inu popruś swoji piesy,cu by na mni fest teda ni haukali!

      Usuń
    3. Aż to doprawdy dziwne mi się wydaje, że one te trzy butelczynki tam jeszcze stały, rogi mają czy co, że tyle lat i jeszcze pełne ingrediencji były ? Ściskam Danusiu, niech na zdrówko Ci będzie!

      Usuń
    4. Aniu-t ty nic ni rumisz!Taz uni tygrencji czy jak Ty tu tam nazwała jeszczy maju-bu taaaki cymsy tu si raz na rok w napastyk naliwa cu by pukusztować a szybku mocy ni straciki--a tak na budnyj dzień tu ud samegu kikuwania si na sztyrych giczałach hula jak nic.

      Usuń
    5. A no to zupełnie co innego. Teraz rozumiem!

      Usuń
  2. Jako ta wlasnie osoba, potwierdzam swoja niekonczaca sie milosc do suszarki- jest ona nieustajaca od wieeeeeelu lat! Pozostale dwie maszyny - hmmmm - kawe bez pianki pije, a wyciskarka jest dla mnie po prostu za droga. Ale Aniu - jest jedna maszyna, na ktora Cie cale Cafe namawialo...pamietasz Co? Wtedy mialas dom pelen dzieci i ta maszyna wtedy na pewno by pomogla, ale dla dwoch osob TEZ jest bardzo dobra!!! Dla chcacego nic trudnego - miejsce znajdziesz w kuchni badz obok. Bede Ci dziure w brzuchu wiercic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba już na to za późno. Ani miejsca ani chęci już na nią nie mam. Wtedy faktycznie to miałoby sens, teraz na cztery talerze dziennie to już nie ma po co. Ale masz pamięć!

      Usuń
    2. A nasza chodzi raz dziennie bez problemu. Niby tez dwa talerze ;)

      Usuń
    3. Anulka jezdy!Jezdy!Taż ubicałaja Ci ,ży wrócym tu jeszczy i w całych swojij usobistości si u Cieb imyldujim i już żadny żynichy i Batiarski Serca mi w tym ni przyszkudzuju!!Ty wcześnij spumniała cuś u Twoich..uni-cuś tam klamotach.!Pu ludzku bałakajunc klamotach ,cu chałupy naszy pomiszkiwali jeszczy byz putopym>Zyby Ty wiedziała jaki u mni byzpotupowy róznisty różnosci ,cu ich jeszczy moja Babcia i Mamcia wy Lwowi uzywali!!A byłu tegu jak Lwów z przyległuściami dłuuugi i szyroki!I tutaj mam gla Ci fest ruboty-rachujunc na tu,ży Twoja łosza Ci z dupumogu przyhula,co tu takiegu-kołotuszka,makohon,u koromeslini spomnym-a fest nagroda Ci si giberować bedzi-jak nic!

      Usuń
    4. Kołotuszka to akurat wiem, bo w mojej rodzinie to słowo krążyło. A nazywała tak moja Mama takie drewniane coś do mieszania ciasta - gwiazdka na patyku taka ... :) Taki dawny mikser ręczny ;) Zgadłam?

      Usuń
    5. Ta ma si wi!!Klawy Dziwczynisku z Ciebi,ży joj!Jeszczy dwa słówczka-makohon i koromesło.Ali Ty wisz ,co..tak sobi myślim..za glaczegu wTwojij Famuli taki kresowy słowu hulału??Ty lepij weż si za korzyń ud drzywianych genealogi -czy aby tam jakiegu przodka z tyłkim wy Lwowi czy na Kresach ni wynykasz-a?.Ciumki gla Was.

      Usuń
    6. O rety, nie wiem, ale to pierwsze może coś mieć z makutrą wspólnego? Przodków ze Lwowa raczej nie mam, ale myślę że w którymś z poprzednich wcieleń sama we Lwowie mogłam mieszkać, bo kiedy tam jeździłam to czułam się jakbym u siebie w domu była.

      Usuń
    7. W innym jezyku ta gwiazka to sie matewka nazywa ;)

      Usuń
    8. Ta ud raz Aniu wiadomu,ży Tu Twoji lwosk puprzedni wcilemi sztymuji jak nic.Masz recht,zy du makutry sztymuji-tu była taka drzywiana pałka,ktoru si w tyj makutrzy ucirału róznisty masy du kresowych wypieków-u maku du kutii ni spomny!Nu ipirszy primu-trza byłu fest uważać ,cu by czasym cuś z kinola du makutry ni pukapału !!!A tu drugi -tu mozy si jeszczy tam u Ciebi na Rojstach zdybasz tu słoweczku-koromesłu-choć dzisiaj moży juz rzadzij -tu nosidłu ,na chtorym si dwa wiaderka wiszału-cu by wody zy studni na wienkszejszy udległuśc du chałupy przytaskac.NAGRODA si gibyruji gla Ciebi-jak nic!!Juz my tam z jednym kunuwałym,cu tyż za lwuskiegu grypsarza robi-cuś gla Ciebi wykumbinujemy!!

      Usuń
    9. A tak za dużo to nie kombinujcie!

      Usuń